Historia pewnego pożaru
Obiecałam koledze milczenie, ale zaraz zdradzę jego tajemnicę i napisze co narozrabiał. W końcu nikt z pracy tego nie przeczyta, więc będzie to w pewnym sensie dalej tajemnica.
Dziś rano powitał mnie w pracy dziwny zapaszek. Żaden Szwed by nie zapytał co tak śmierdzi, ale ja w końcu Polką jestem, wiec zapytałam. Kolega się lekko zmieszał, więc nie chciałam naciskać i spytałam tylko czy sytuacja była do końca pod kontrolą. Wtedy koledze rozwiązał się język i opowiedział mi co się stało.
Przyjechał rano pociągiem do pracy i z dworca do garażu musiał iść na piechotę (ze dwa kilometry). W nocy był straszny sztorm i padał śnieg. Ponieważ temperatura była plusowa zrobiło się błoto i kolega brodził te dwa kilometry w potwornej brei po kostki. Buty i skarpetki mu przemokły, a zapasowych nie miał. Żeby nie chodzić w takich mokrych cały dzień, wpadł na pomysł, żeby skarpetki wysuszyć w mikrofalówce, którą mamy w bibliobusie. Jak wymyślił tak zrobił. Nie miałam odwagi spytać, na ile minut ją nastawił.
W trakcie „suszenia” poszedł włączyć komputery, coś tam poprawić na półkach i sprawdzić rutynowo parę drobiazgów przed wyruszeniem w drogę. Drzwi od kabiny kierowcy były zamknięte, więc dymu nie zauważył, nie poczuł też smrodu. Dopiero alarm przeciwpożarowy, który się włączył w kabinie, postawił go do pionu. Kabina kierowcy była już pełna dymu. Pootwierał wszystkie okna i otworzył mikrofalówkę. W środku znalazł, jak to określił, tylko kilka upieczonych nitek. Tłumaczył się, że logicznie rzecz biorąc, był to pomysł bez sensu, ale przekonał się o tym na sto procent dopiero po fakcie.
Jak mógł w ogóle wpaść na taki pomysł? Cud, że nie spalił przy okazji całego bibliobusa z sobą w środku! Całe przedpołudnie jeździł boso w mokrych butach. Na przerwie obiadowej zamierzał iść do sklepu i kupić sobie skarpetki.
Rano, do szkoły na wsi, pojechaliśmy we trójkę i mimo smrodu bibliotekarka, która nam towarzyszyła taktownie nie spytała co się stało.
Gdyby nie fakt, że skarpetki się stopiły zamiast się zapalić, to pewnie już od dziś byłabym bez pracy…